środa, 30 grudnia 2009

Wiersze ostatnie

UNA VIDA DE PERROS


A każdy jest sprytny

jak łosoś, skaczący

po muchę


I mądrość żółwia

posiada, gdy w piaskach

się złotych zarywa


I mówi: przepraszam

zachomikować

coś jeszcze chcę


A tu prawda

Hau! Hau!

Coś tu piesku chciał?

Życia nie odszczekasz!



DOBRANOC


Już świta.

Dobranoc!

Żegnam się z nocą

i skaczę w przepaść

otwartego dnia.


Już świta.

Dobranoc!

Światło obnaża

świat i patrzę

w przelocie.


Dobranoc!

Już świta.

Zamykam oczy.

Czuję Twoją rękę

na głowie, cicho

nie mówmy już o tym.



***


zawiodły

go

słowa

donikąd

głupio jakoś

całe życie

z nimi

jak to będzie

jak będzie teraz

bez tych słów?


przyjaciołom

puste koperty

sepleniące fotografie

paniom z okienka

prezesom

nieme przepraszam

że żyłem

poezji zielony balonik

psu smutek


ziemi

kości



WYKOPALISKA


nie będą odkopane


miłość

zdrada

nienawiść


miękkim pędzelkiem

nikt ich nie odkryje


w kosmosie ziemskich spraw

tylko słowa


tylko słowa

odnajdują słowa


ludziom

nic nie zostaje



poniedziałek, 14 grudnia 2009

Lekcje

Gdy chcemy się pożegnać, natychmiast uczymy się cenić słowa. Oczywiście, zawsze można wyciągnąć z kieszeni pieczątkę z odpowiednim tekstem i przybić ją swemu rozmówcy na czoło. Umowność tego jest wygodna dla obu stron, ale i jednoznaczna z przyznaniem się do porażki. Ukrywanie się za bezpiecznym banałem, ma swoją cenę. Coś za coś. Jak diabeł z pudełka wyskakuje pajac moralnych wątpliwości, domagając się weryfikacji wartości logicznej, posiadanego arsenału środków pożegnaniowych. Truth or false?! Pinokio, czy ty czasem nie kłamiesz?

W efekcie
tego nieprzyjemnego procesu, niepewni i zawstydzeni, odwracamy wzrok od siebie, szybko próbując się oddać innym zajęciom czy rzeczom. Z ulgą obserwujemy, jak ich energia przejmuje władzę nad tym świeżym wspomnieniem, którym jest człowiek za naszymi plecami - przyzwalamy, by zabliźniająca się tkanka kontaktu była żywcem rozrywana - oby tylko, nie naszymi rękoma! Ta codzienna, brutalna, jak prawa natury magia, działa zawsze bez zarzutu i uwalnia nas z poczucia winy.

Rzecz jasna, zawsze się znajdzie straceniec, który zapragnie użyć własnych słów. Działając niezgrabnie i nieudolnie, stworzy coś tam... Coś tu i coś - tam. Byty kłopotliwe i zbędne. Gdy spotkasz nas, ludzi dobrze wychowanych, docenisz wielkość i mistrzostwo naszej sztuki. Zrozumiesz, że musimy zadawać ból, by móc znikać bez śladu.

niedziela, 22 listopada 2009

Było, nie będzie

Ona nigdy do niego nie przyjdzie. Nigdy się nie spotkają. Pewnie myślisz, że to źle. Ludzie tak myślą najczęściej. Ja sam, przez długi czas marzyłem, że ona i on - są do pary.

Jak w tanim romansie, odjechała pociągiem, tyle tylko pamiętam. Nie zobaczyliśmy się więcej. I to nic nie znaczy.

sobota, 7 listopada 2009

Gorączka

Chciałbym mieć tele vision. Tak chciałbym mieć. Wiem, musi nadejść z daleka, więc cierpliwie czekam. Osładzam oczekiwanie marzeniami. Ona będzie taka piękna, tak cudowna, tak niepowtarzalna, jak wszystko, czego jeszcze nie posiadamy. Opromieni ją miliard pixeli mego milionherzowego serca, nagram ją na płytę i odtworzę sekunda po sekundzie, w aksamitnym trybie slow motion, w nienasyconym trybie pętli, bez końca: moja tele vision television t e l e v i s i o n t e l e v i s i o n t e l e v i s i o n tele vision t e l e v i s i o n...

Milczeć przytomnie i patrzeć

Jak mi przeraźliwie smutno! Bo, pory roku są tylko porami roku, a rzeki są tylko rzekami i są takie obojętne. Na wszystkie sposoby, próbujemy dotknąć świata. Na próżno. Zagadka bytu staje się częścią zagadki Boga, zagadka Boga, częścią zagadki człowieka.

Kiedy lód się załamie, widzisz, że wszystko było inaczej. Chciałbym móc podziękować śmierci za odpowiedź, gdy odda mnie między wodę i gnijące liście, gdy świat mnie z powrotem przyjmie.

środa, 28 października 2009

Wskazany

Nazywasz siebie imieniem. Wskazujesz palcem w pierś i mówisz, udając siebie. Na dowód masz ciało. Na dowód zdradzasz swoje myśli, kochasz, śpiewasz, płaczesz. Rozumiemy jak trudno przez to przejść, że potrzebujesz: aktu urodzenia, dowodu osobistego, aktu zgonu, świadków. Wiemy, jak ważne jest, pewne alibi. Bez obaw! Wszyscy uwierzą, nikt, niczego nie zauważy. Zresztą, nie mamy wyboru. Na całym świecie nie ma nikogo, kto lepiej niż Ty, wcieliłby się w tę postać.

środa, 7 października 2009

W starym kinie

Koniec. Światło czasem się zapala, czasami gaśnie. Kurtyna opada, otwierające się drzwi ukazują to, co na chwilę zostawiliśmy lub za chwilę zostawimy. Niezmienne jest jedynie, towarzyszące nam uczucie rozczarowania. To już? Ktoś waha się jeszcze. Trzeba wracać, ubierać się na nowo, konstatując, że w micie o wiecznym szczęściu brakuje guzika. Od zawsze, w tym samym rytuale wracamy do domu, bez entuzjazmu. Obdarowani czy okradzeni?

wtorek, 8 września 2009

Niewinność

Tak chciałem się uratować, ale wiedziałem, że to niemożliwe.
Tak chciałem się uratować, ale wiedziałem, że zabraknie nam powietrza.
Dlatego, pozwoliłem sobie uznać Twoje prawo do śmierci, po mojej śmierci.

Podlewałem pelargonie. Pisano o tym, jedną stronę przed nekrologami, w reportażu dla lokalnej gazety. Nim stałem się wypełnioną rubryką, nieuleczalnie chory mogłem dowieść, że istnieje życie.

Teraz możesz być tego bardziej pewien.

Teraz Twoja kolej. Nawet bądź wola Twoja.

Maszyniści lokomotyw ciągną w takim momencie za odpowiedni sznurek. Życie odchodzi ciszej, stąpa na palcach i ulatnia się bez ostrzeżenia.


poniedziałek, 7 września 2009

Ten obcy

Świat przelewa się z pustego w próżne - nareszcie nam się udało to udowodnić. Pan jest świadkiem? Niechcący zostałem świadkiem. Jestem świadkiem... Widziałem spadającą gwiazdę i ogon komety. Trzeba obejrzeć Pana mózg - ten dowód (musical part: w całości, w całości, w całooości!), trafi do akt.

Akt.
Ludzie nie są tak naiwni, żeby ze wszystkim latać do sądu. Można sobie darować. Można kpić, czasem sobie krzywdę zrobić i zgnić.

W psychiatrowie?
W psychiatrówku naszym, na kosmicznym spacerniaku było trzech - taka bajka - zdobyty przez BBC śmiał się księżyc, gdy Armstronga w tyłek gryzła Łajka.

Chór żebraków.
Nie jesteśmy ślepi, nie jesteśmy głusi, tylko porno nie jest inscenizowane.

Wiadomości.
Marsjanie wdepnęli w coś na trawniku i bardzo pośpiesznie odlecieli. Pies, bohaterem!


sobota, 25 lipca 2009

Grzybek

Jestem małym transcendentalnym grzybkiem. Jestem kompatybilny z Twym wspaniałym mózgiem. Wspaniałym mózgiem - dżolerem pośród możdżerów. Witam Cię serdecznie drogi Przyjacielu!

To lans i nie kupuj tego, nie daj sobie wcisnąć nawet darmo - ani do głowy, ani tym bardziej, fuj - do ręki! Uciekaj proszę! Tak trzeba było. Od razu lepiej, lżej, jaśniej... Coś na koniec? Owszem - fuck off! Dotarło wreszcie i znów samotność błoga.

Noc kosmiczna bez końca. Karmiczne długi, Ayahuaska, Peyote, Salvia divinorum - Trójca Przenajświętsza. Gdzie jesteś Mały Książę? Znów trefne interesy z wężem? Końca nie ma...! No nic, nic się nie stało. Wrócisz na swoją wyspę, aligatory zrobią ci drinka, wypijesz i zaśniesz zmęczony. Spełni się twoje last minute. A my? Co z nami? Epitafium powiesimy na blogu:
psu psim psam
nie ma cię tu
noc mniu mniam
bo jesteś tam

niedziela, 12 lipca 2009

Księga Robiasza (Rb; 12.4/2) Lamentum caninam

Powiedz mi proszę, czym są ludzie? Perłą, którą zgubiłeś? Ci ludzie, ulepieni z gliny i wody? Czym są i jak się tego dowiedzieć? I jak nie lękać się tych, którzy zawsze, koniec końców, zdradzą?

Każdego dnia składamy ofiary, z nadzieją, że pójdzie człowiek do Ciebie i nigdy nie wróci. Ktoś musiałby zginąć za nasze odkupienie (żaba, by mogła na przykład)- a potem?

Głos może niezbyt piękny, jednak równie powszechnie znany, jak głos słowika, a przy tym obdarzony, tuszującą ten niedostatek talentu, budzącą respekt, determinacją - ogłasza:

niechby bez końca
i noc
i deszcze!

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Mała Apokalipsa

Bóg Cię kocha! Szatan Cię miłuje! Człowiek jest rozchwytywany. Anioły, nerwowo zerkając w kartki z listą zakupów, depczą sobie po piętach. Wydają się odrobinę zdezorientowane. Maskując zmieszanie, próbują z emfazą wygłosić swe posłanie: urodzisz dzieciątko..... Ja też urodzę dzieciątko! I ja! I ja! A ja chcę jabłko! Dobry, Jezu!

Anioły upadłe aranżują tymczasem z zaplecza kolejne promocje nie z tej ziemi! Świeże, pachnące obietnicą nieba, zapakowane w wysokie stosy, płynące w pianach syntetycznych mydeł do podłóg, w szumie elektrycznych wózków: róże różańcowe, rycerze niepokalani, młodziankowie... Jezusie Nazareński!

Z megafonu dobiega głos. Ten głos. Jego głos. Wszystko zamiera, jak polane ciekłym azotem, córki Lota. Niedobrze. Brak klimatyzacji, kanalizacji i wody. Brak zasilania. Brak wyjść awaryjnych. Niedobrze. Brak dostaw. Brak personelu. Brak ochrony. Brak st...enu, brr...k ot......rrrrrrrrrrrrr ...........chh...... ...zz!

Daję słowo, że tak się to wszystko skończyło.

czwartek, 18 czerwca 2009

Ecce draco

Smoku, smoku! Dlaczego zdjęto Cię z ołtarza mojego kościoła? Dlaczego na zżartym przez korniki chórze łykasz kurz, miast dziewic sycić się widokiem? Ich nagie ramiona zrywały dla Ciebie czereśnie. Czym odpłacono Ci za słabość do ludzi? Usychasz porzucony, samotny, niechciany i zapominany, z brudnym petem wciśniętym w oko.

Oto smok i oto człowiek na głównym ołtarzu. Zamienią się rolami gdy światło, poranione o szczerbate witraże, krwią nasyci serca smoka i człowieka.

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Życie wyszło z morza

W drodze ze Szczecina przyglądam się starym kapitanom, jak prowadzą swe blaszane galeony kursem na południe. W ich brodach połyskują resztki z KFC gdy w skupieniu, pochyleni nad wysłużonymi motorami, sprawdzają olej. Co wygoniło ich na ten niepewny ląd? Dokąd się oddalają, głusi na syren śpiew i łzy? Początek lata, pora sztormów minęła. Skąd to poruszenie?

Patrzyłem i patrzyłem, aż zrozumiałem. Oni wracali. Wracali na ląd umierać. Życie wyszło z wody.

Wiatr bezużytecznie kręci się po plażach. Znamię epoki mgliście prześwieca przez opary benzyny. Nie sądzę, że zanika. Nie potwierdzam, że wschodzi.

niedziela, 14 czerwca 2009

Kanty

Trickster nie dość, że rozdaje karty, to sam ukrył się w talii. Przeliczył się jednak. Nie docenił przeciwnika. Zatknięty w rękaw sutanny, czeka teraz bezużytecznie, na najwyższą pulę. Pula nie przychodzi. Spektatorzy wciąż grają na drobne, dzwoniące krępująco o niedzielne tace.

niedziela, 7 czerwca 2009

myślę mniemam mylę

Jak śpią mrówki? Zwijają w kłębek? Tulą do siebie zmęczone? Coś im się śni? Skąd wiedzą, że wschodzi słońce? Gdy brak im sił, gdy słabną, niedowidzą, dokąd odchodzą? Mrówka wybałuszy oczy. Pies ziewnie. Dwunogi udzielą odpowiedzi. Nie wiadomo po co. Nikt przecież nie zna ich języka.

środa, 3 czerwca 2009

Teoria strun

Pies człowiek, pisze w ciemnościach.
W Gwiazdozbiorze Psa zamieszanie. Psy czekają.
Noc całą ludzie o mniej zwierzęcej naturze śpią, nieświadomi psiej pracy. Niech tak zostanie. Nie budźmy nikogo. Klawisze, ruszając z miejsca jak szybkobieżne windy, zapadają się bez dźwięku. Bezszelestnym ruchem los wywołuje z pamięci podświadome fotografie. Kwant za kwant, foton za foton, pamięć za bit - odpowiedź na wszystko. Przekaz z Gai dociera o świcie. Psy grają na gitarach. Księżyc się uśmiecha.

sobota, 30 maja 2009

O człowieku, który się łapał wszystkiego

Człowiek, który łapał się wszystkiego, niełatwe miał życie. Skończył szkołę, nawet kilka, co było do przewidzenia z jego przypadłoscią. Założył rodzinę i miał dzieci z tego samego powodu. W chwilach euforycznej młodości, kiedy ponad łapanie się wszystkiego, nic nie istniało dla naszego bohatera - zamiennie z uliczną latarnią czy sztukami muz wszelkich, łapał się krzyża. Na przemian tonął to w wodzie święconej, to w rozterkach duszy i jak cyrkowy akrobata wiedział, że kiedyś przyjdzie ten dzień, ten dzień w którym się nie złapie. Alptraum. Zmora przekradająca się ukradkiem do rzeczywistości, by pożreć dający nadzieję pion lub poziom. Czy ta historia mogła się skończyć inaczej? Jedna z hipotez zakłada, że człowiek, który się łapał wszystkiego, zwątpił w sens swego powołania. Odwrócił na chwilę wzrok do nieba. To wystarczyło.

środa, 27 maja 2009

Pożegnanie z formą

Uhajaj! Uhajaj! Znać kilka języków i co? Nuda. Każdy z nich ma swoje wspaniałości, ale i koślawe giry i pryszcze. Lepi się więc golem z wielu, kundel, euro-owczarek-podhalański. Uhajaj!

Znaczenia nie mają znaczenia. Zaraza poetycka ogarnęła świat i zamknęła go w swym mdłym uścisku gorzej niż świńska grypa. Klecą i klamocą bracia nasi w poetyckiej wierze. W czym maczają swe pióra? Strach pomyśleć. Osłupiała publika wywraca oczami, ile może się jeszcze zmieścić w biednym słowie? Ile jeszcze udźwignie, zajeżdzone jak Łysek z pokładu, proste, prostych Polan, podrzędnie złożone zdanie? Mowa ojczysta, matka nasza, jęczy i wzdycha w bólach rodzenia bez końca. Od nadmiaru, już przegrzane w próbach rozgryzania taryf telefonii komórkowych, gotują się mózgi. Uhajaj!

Jutro Armagedon, próba generalna! 28 maja "dniem bez słowa". Dopuszcza się słowa bez formy. Uhajaj! Ogłosił - pies.

Nicz

O, jej! Teksty przerastają publikę i publiki nie widać :| :| :| :| :| :| :| :| :| :| :| :| :| :| :| :| :| :| :| :| :|
Jak strzelać do niewidocznej zwierzyny? Jak wytropić coś na ząb? Pozostaje gonić za własnym ogonem, łapać pchły itp. przyjemności (znane również PP Publiczności).

Łapię się z tym tekstem jeszcze w pierwszej połowie nocy, ale nerwy niepokojem stargane - spać się nie chce, preludium nocne do - nic się nie chce.

Niczego nam nie brakuje, niczego mamy pod dostatkiem. Brać Siostry i Bracia, niczego sobie nie żałować... Niczego nie zabraknie nam nigdy.

wtorek, 19 maja 2009

43,5

Idą dni jak kuglarskie sztuczki. Drewnianych kościółków Boże Święty! Za każdą spadającą cegłą, twarz Trickstera. Strach zrobić choćby krok. Na szczęście strach_pomyśleć_co_będzie, chroni ludzkość przed paraliżem. Robaczki bez wytchnienia drążą Ziemię.

Jakim okolicznościom zawdzięczasz swe życie?
Jakim okolicznościom oddać je będziesz musiał?

Żeby umrzeć godnie, musisz wypatrzyć tę chwilę, zanim ona wypatrzy Ciebie. Może zdążysz poprawić makijaż, dobrać odpowiednie ciuchy, buty.. Buty! Będą na miarę tego wydarzenia. Z wirtuozerią godną profesjonalisty, skwapliwie pokażesz światu ten numer - 43,5.

poniedziałek, 18 maja 2009

Skropiony - nie stropiony

" I z czterech stron wypadły na nas,
cztery gończe psy!"
J.K.

Nikt nie zna swego przeznaczenia. W napędzie świata, nikt nie umie wcisnąć klawisza =>forward, abyśmy mogli spokojnie podejrzeć sobie zakończenie. Z drugiej strony, mając odmienny od ludzkiego sposób postrzegania, na swój psi nos stwierdzam: wygląda na to, że forward=> cały czas jest włączony. Czuję to po falujących uszach. Przez tylną szybę przyglądam się z bagażnika jak wszystko maleje, maleje i maleje.... a kiedy się odwracam, widzę jak rośnie - wspaniałe, nieuchronne, hollywoodzkie fine, Fine, FINE. Podnoszę nogę i sikam na nie od niechcenia.

sobota, 16 maja 2009

Kanapka z tkanotką

Tka notki pies w deszczowy dzień. Tkanotki treść porazić może, schowany pod kanapy cień, uratuj go psów dobry Boże. I ogrzej go i pić mu daj, stukając klawiszami, niech do sytości wbija kły w kanapkę z tkanotkami.

środa, 13 maja 2009

Notka dla kotka

Maj. Ślepe kocięta gorączkowo przebierają łapkami w zimnej toni rzeki. Trzeba przygnieść kamieniem.

wtorek, 12 maja 2009

Karmienie

Wiosna, wiosną kwiaty. Poranki z twarożkiem. Śmierć zwierząt jakby się oddala, sezon na zabijanie powróci jesienią. W Auschwitz napalimy, nakarmimy psa... Tymczasem melodramat śniadania z rzodkiewką w roli głównej. Co myśleć oddychając pełną piersią, wciąganym powietrzem zasilając nieustanny potok zapisywanych tu słów? Świat nie potrzebuje Twojego zachwytu, to bez znaczenia. Możemy się wymordować.

piątek, 8 maja 2009

Hosanna!

Noc i jestem bardzo zmęczony. Zmęczenie pomaga w wyborze. Jest, więc nazwa bloga i szablon i nawet wpis, pisany bez zastanowienia. I jest noc. Noc jest konieczna. Nocą kłamstwa są tak bliskie rzeczywistości, że wręcz stają się prawdziwym życiem - piękną, wieczorową biżuterią.

Wpatrując się w gwiazdozbiór swego pochodzenia, śnię

psa z gai sen