W drodze ze Szczecina przyglądam się starym kapitanom, jak prowadzą swe blaszane galeony kursem na południe. W ich brodach połyskują resztki z KFC gdy w skupieniu, pochyleni nad wysłużonymi motorami, sprawdzają olej. Co wygoniło ich na ten niepewny ląd? Dokąd się oddalają, głusi na syren śpiew i łzy? Początek lata, pora sztormów minęła. Skąd to poruszenie?
Patrzyłem i patrzyłem, aż zrozumiałem. Oni wracali. Wracali na ląd umierać. Życie wyszło z wody.
Wiatr bezużytecznie kręci się po plażach. Znamię epoki mgliście prześwieca przez opary benzyny. Nie sądzę, że zanika. Nie potwierdzam, że wschodzi.
Patrzyłem i patrzyłem, aż zrozumiałem. Oni wracali. Wracali na ląd umierać. Życie wyszło z wody.
Wiatr bezużytecznie kręci się po plażach. Znamię epoki mgliście prześwieca przez opary benzyny. Nie sądzę, że zanika. Nie potwierdzam, że wschodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz