sobota, 4 września 2010

~[ * | * ]~

CAMERA OBSCURA

Gdyby można sfotografować miłość
Wstydzilibyśmy się na nią patrzeć

Gdyby można sfotografować nienawiść

Przerażenie odebrałoby nam mowę

Gdyby można sfotografować bezradność
Sami sięgnęlibyśmy po sznur

niedziela, 15 sierpnia 2010

Blue box

Nasza opowieść dobiega mety i przyjmujemy to z ulgą. O końcu wariacje bez końca nudzą i koniec końców, rozczarowują. Z każdej strony każdej sytuacji widać szwy i postrzępioną podszewkę. Kolejny wieczór, blue box na który mozolnie rzutuję, możliwie wiarygodnie spreparowaną treść. Tło staje się obrazem, w którym próżno komu szukać, prawdziwych postaci.

To się uraja, mówi poeta przypinając te słowa do nut, nut zawieszonych w drgającym powietrzu. Co żywe, czuje i reaguje - co umiera, czuje, lecz nie chce już reagować - sprytna sztuczka, by jeszcze za życia potrenować się w śmierci.

Ostatnie 74 minuty doby. Wiele dzieci zdąży przybyć na świat jeszcze dzisiaj. W upiornym świetle bezcieniowych lamp zobaczą dzieła Boga i dokonania człowieka. Ich krzyk rozpaczy będzie mylnie zinterpretowany. Zostawiam im pomocną wskazówkę: w dziełach człowieka to, co najmniej użyteczne, najwięcej znaczy - w naturze poza wszelką konkurencją pozostaje, jak zawsze - sztuka zabijania.

Opowiedz mi bajkę! Uśmiecham się i raz jeszcze opowiadam. Był sobie Bóg, nudził się, więc stworzył sobie świat. Potem stworzył człowieka. Człowiek zaczął opowiadać bajki, których nauczył go Bóg.

wtorek, 27 lipca 2010

Ecce cuniculus poloniae

To on! Brać się za niego! Rozbiegane oczy królika i nazbyt widoczny paraliż jego woli.... Cięcie! Zabawy grawitacją, z pomocą której, kropla po kropli, wycieka z królika życie.

T...aktak - t...aktak - t...ak.
I się ściemnia.

Szyldy nad ofiarą modne są od czasów Jezusa. Można zamieszczać własne propozycje:

"........................................."

sobota, 3 lipca 2010

Matka

Kościół to idealne miejsce do utraty wiary. Wiesz o tym ilekroć próbujesz się przedrzeć przez umocnione celofanem kraty jego konfesjonałów. W środku zabezpieczony przed cuchnącym twym wyziewem, strażnik tajemnicy - obcy mężczyzna, czasem jeszcze chłopiec, którego możesz obciążyć wszystkim - gdy skończysz, wytrenowanym ruchem odpuka w niemalowane i pociągnie za spirytualną spłuczkę.

Tak postrzegasz matkę kościół, jak wskazuje ci serce, dlatego nie umiesz zobaczyć jej wielkości, jej miłości i jej zatroskania o ciebie. Rzecz w zasadzie bez znaczenia, bo nosisz na sobie znamiona swej matki a te, nie kłamią. Nie umkniesz przed wypełnieniem kontraktu - i odda cię matka twa diabłu, który również, jak się zdaje, jest jej niechcianym dzieckiem.

Przeczuwając tę przyszłość, drżąc ze strachu, próbujesz jeszcze przekupić los, wpół ironicznie mantrując głosem kasandrycznych dewotek:

iiiiii chroń od zguuubyyyyy gdy za-graaaa-ża CIOOOS!!!!!!!


I

on

s
p
a
d
a

sobota, 12 czerwca 2010

Pies Łazarza

Łazarzu wstań! Powiedział pies. Nie mogę, nogi mnie bolą, odpowiedział Łazarz. Nie mam już siły na nic. No to fajnie, skwitował pies, ale wiesz, że Piłat wykończył Jezusa? Wiem i na nic nie liczę.... Jeezu, jak bolą! Ale ludzie na ciebie liczą... Nie dam, nie dam rady, nie - dam - rady! Rusz dupę! Wszyscy dali ciała, przeczołgasz się te pięć kilometrów. Ja już tam byłem, w tę i z powrotem, to nic nie da, oni nie uwierzą... No to ja umywam łapy. Myj i pies cię trącał! Nikt mnie nigdy nie pytał o zdanie, żądanie za żądaniem, żądanie... Chcę umrzeć. Chcę umrzeć!!! No dobra, umieraj, umieraj! Nie przeszkadzaj sobie. Już? Boże, weź tego psa ode mnie! Boże, wysłuchaj Łazarza - razem się pomodliliśmy... I co?

Nie ma już apostołów, Marii, psa, Łazarza i Jezusa , a jednak wciąż ich wspominam. Widać, ciekawe wiedli życie.

czwartek, 10 czerwca 2010

Zwierzenia

Co mam wam powiedzieć? Wymamrotał pies. Zdycham. Tak, wszystko zrozumiałem. Trudno uwierzyć, wiem. Życie nie jest warte najmniejszej stawki - obstawiać nie ma.... po...... co......

niedziela, 9 maja 2010

Klapki

Każdy dzień przynosi nowe rozczarowania. Twe białe klapki, jak wyrzut sumienia, kruszą magmę mych wspomnień. Już wiem! Ty nie umarłaś. To ja umarłem.

piątek, 30 kwietnia 2010

Odbicie

Kiedy poruszasz palcem u nogi bez żadnego celu, co nim porusza? Porusza nim czysta myśl. Czysta myśl jest boska. Co ją wzbudza? Przykra sprawa - inna myśl. Czym ona? Zwykłą reakcją. Po ciemnym lesie, echo, echo niesie.... Czy to seans zbiorowej hipnozy?

Mi się wydaje, że mu odbiło => \\\ => ||| => ///
Jakiż on silny!

U źródła jest świat, on jest dla nas pierwszy. Wszyscy robimy to samo: psy, ptaki, ludzie. Klosze instynktów chronią młode. Wszystko, co możemy zrobić przecząc przystosowaniu, przynosi nam szkodę. Bunt został wpisany w schemat, więc wszyscy jesteśmy posłuszni. Zszedłem z drzewa w akcie desperacji - i co to zmieniło? Dla nich byłem i pozostanę gorylem.

sobota, 24 kwietnia 2010

Gapa

Nie wiem, kiedy straciłem orientację w moim położeniu. Czy mógł to być jakiś szczególny dzień? Jakiś poniedziałek czy wtorek...? Tak, to mogło nagle się przydarzyć a zarazem niezauważenie - przestałem być przyszłością - kartą przed odkryciem. Leżąc nagi na stole przyglądam się tym, którzy na mnie patrzą i nic nie znaczę. Nic dla nich nie znaczę. Nie posiadam żadnej wartości dodanej, którą można by mi przypisać, więc ich umysły przestają mnie zauważać. Jestem, ale już nie istnieję. Czuję, że mógłbym jeszcze strącić szklankę ze stołu czy poruszyć drzwiami... Niczego jednak nie robię. Wypatruję nieruchomo i czekam na dotyk miłosiernych palców, które przyniosą mi ciemność. Przepraszam! Taka gapa ze mnie!

czwartek, 1 kwietnia 2010

Koło się zamyka

Bóg już odwalił swoją robotę - cudów nie ma. Około niedzieli zamknie się krąg wierzeń zamęczonego baranka. Kto sieje śmierć, by mogło nadejść zmartwychwstanie? Wszyscy to wiedzą, więc krzyczą zawczasu: CUD! CUD! ALLELUJA! Z uznaniem trzeba zauważyć, że mózg całkiem dobrze sobie z tym radzi i w miarę pojawiających się potrzeb, przesuwa granicę cudu, jak najdalej od wiedzy. Zdyszana nauka, nie ma w tym wyścigu szans - jej produkty przemiany materii są jednak na tyle atrakcyjne, że maskują bezsensowność jej wysiłków. Wybaczamy jej więc, skamlanie pod murami świątyni, a naiwna mimikra: instytuty kościoły, tiary i birety, komże, togi, łańcuchy, pierścienie, profesorowie biskupi, rytualne obrządki, wreszcie - pierwsi, szaleni święci polegli na jej ołtarzu - napełnia czułością dla niej.

Długa droga przed nami przyjaciele. Mimo wszystko, stawiam na naukę - bo - gdy niedzieli onej zerknąłem przez mikroskop na Ziemię - ujrzeć dane mi było docenta w chwale, jak paradował nago parafialną plażą. Wysoko w drzewach przemykał goryl. Goryl z kropidłem? A dlaczego małpa nie mogłaby nawracać człowieka?

czwartek, 11 marca 2010

Mennice

Czym jest człowiek, nie generujący pieniędzy? W czasach, gdy nawet oddychanie ma swoją cenę idę i widzę, jak z każdym krokiem, z każdym uderzeniem obcasa o kamienny chodnik - wybijam złote grosze. Jakże to piękne!

Przesuwam wzrokiem po wiszącej autostradzie - jedna za drugą, ciężarówki, jak ogromne zmutowane owady o błękitnie fosforyzujących oczach - do rozgrzanych, dymiących zmęczeniem protektorów zmultiplikowanych opon, lepi się setka za setką, setka za setką i jeszcze jeden obrót i ... setka za setką. Jakie to piękne! To zapiera mi dech.

Słońce świeci beztrosko na komórki solarnych generatorów - zapewnia życie i blask każdej monecie. Morska fala kołysze ramionami grawitacyjnych wahadeł i drogą tajemnych przemian we wnętrzu planety, otwiera kasy wszystkich supermarketów. Brakuje mi tylko smaku Twej szminki po cztery dolary i obrazu mnie, gdy biegnę do Ciebie, odbijając się od ziemi księżycowym krokiem, z tylnej kieszeni kombinezonu wyciągając w locie i wznosząc w górę, zwycięskim (lecz nie przesadnym) gestem, odcinek - kolejnej - wypłaty... Wiem, zauważysz tę prośbę w moich oczach i smukłą dłonią, stworzonymi do liczenia palcami, naciśniesz "freeze" na swoim pilocie... Dziękuję! Dziękuję!

Chwilo, trwaj! Jesteś piękna!



poniedziałek, 22 lutego 2010

Świadkowie

Postanowiliśmy napisać najsmutniejszą historię na świecie. Zauważyliśmy, że aby to ambitne kryterium zostało spełnione, nasi bohaterowie muszą żyć do samego końca - czyli, jak to dzisiaj rozumiemy - naturalnej, późnej jak to tylko możliwe, agonii za parawanem.

W takiej historii nie może być nic lepszego - od - przejścia przez piekło zawiedzionych miłości, niespełnionych planów, bezużytecznych wspomnień własnych i cudzych, chybionych uników przed grozą przemijania - do - beznadziejnych prób usprawiedliwienia z własnych wyborów i z tego, co pozornie samo się przydarzyło, a co potocznie zbywamy uwalniającym od myślenia zwrotem: ces't la vie! Pobłogosławimy też, bo tak trzeba, bezcenną, powolną utratę wszystkiego - i to - że nie da się odwrócić plecami, by nie widzieć, jak każde urzeczywistnione marzenie staje się swoim przeciwieństwem, przekleństwem złudzeń lękliwie oczekujących: świtu, wejścia strażników, wykonania wyroku.

Kiedy nasi bohaterowie stają się jedną, wielką, kupą pomyłek - a - świadomość, że zdradził ich świat, w niczym im nie pomaga, niczego nie rozwiązuje, nie wskazuje dalszej drogi - bo - ta właśnie się skończyła... Wydaje się, że masa krytyczna smutku w tym właśnie miejscu, może zostać nieodwołalnie przekroczona - no i wtedy - orientujemy się, że nie wolno nam wyłączyć z tej akcji Ciebie najdroższy (!) czytelniku!

Ofiarujemy Ci... Nożyczki i zapałki? Uzbroimy... W lustro i żyletkę? W wannę?! Tabletki?! Gaz! Nocnik! W najczarniejszą dupę. Fakt!

Wkrótce, w
profetycznym uniesieniu zobaczyć będzie nam dane, jak skupiony, z precyzją zegarmistrza, kartka po kartce, nabijasz naszą opowieść na szaletowy gwóźdź... I dreszcz nas przeniknie => aż do spisu treści.

niedziela, 7 lutego 2010

Nie wróci :-(

Ten skarb z niebytu bez wątpienia pochodzi. Jak to możliwe, że jest rozpoznany, skoro dopiero się ujawnia? Skąd nam jest znana ta moc - nigdy dotąd nie przejawiona w swej gigantycznej chwale? Kmiot z profesorem jednakowo rozdziawiają gęby. Pies ujada, usiłując dodać swoje trzy grosze do przepychu tej niebywałej manifestacji. Zaprzeczenie prawom natury rodzi zrozumienie nawet wśród zwierząt.

Powstaje więc człowiek pod wrażeniem przeczuwanego piękna. Powstaje na nogi jakieś, te, które akurat natura ma pod ręką. Staje i czeka. Może znów się pojawi, co minęło? Jednak powróci i go obdarzy, uleczy człowieka - duszę, tęskniącego do samego końca za stemplem tej niebywałej pieczęci, za swoim miejscem w tym, co niesie dopełnienie, za resztą z tego, co zniknęło w kosmosu mrokach i błyskach, pozostawiając go samego - sobie, jak niewyraźny ślad na piasku, jak dziwaczny znak odciśnięty w glinie.

piątek, 29 stycznia 2010

Świadectwo pochodzenia

Naprawdę wielkie jest to, co nas stworzyło. Jest jednak tylko tym, czemu możemy wyznaczyć jakiś początek. Czciciele okręgów, kółek, Uroborosa, łączą ten początek z końcem. Bracia i Siostry! Węże nigdy nie gonią za własnym ogonem! Ów znak pochodził od psa! On też, podniósłwszy zadnią łapę, wskazał drzewo - za co niesłuszną teraz ponosi karę, skazany na obcowanie z ludźmi i krótkie życie.

Umiłowani! To, co nam się wkrótce objawi, potężniejsze jest od zrodzonego - z niczym się nie łączy, niczego nie uzupełnia, z niczym nie spina. Sobie jest. Gdy swego dokona, niepotrzebny nam będzie raj - nawet pustka nie sięgnie nas swymi, chciwymi łapami. Cierpliwe, łagodne i przewyższające wszelki spokój - przyjdzie, dotknie, przemieni. Nie zabierze, ani nie odbierze niczego, gdyż niczego nie potrzebuje. Sprawiedliwe, ale trudno nie zauważyć, że tylko dla człowieka, dostępne na każde skinienie.

A ty się psie męcz!

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Eutanazja

Będziemy więc udawać, że zapomnieliśmy o sobie. Coś nam podpowiada tę drogę - mit o Golemie? Historia Frankensteina? Opowieści o zombie? Wystarczy byśmy poczuli bodaj cień tej śmierci, a już stajemy po jej stronie. Chcemy TO mieć za sobą. Jak najszybciej i najlepiej, bez powrotu. Wiemy, wiemy z góry, czym będą, powołane do życia byty kalekie, umarłych przyjaźni. Gdy już do tego przyjdzie, gdy niespodziewanym okolicznościom nie umiemy się wywinąć, aż kulimy się z obawy, skrępowania i wstydu. Gramy na zwłokę. Automaty konwenansu ruszają do działania i odgrywają za nas swe role. W napięciu czekamy na dopełnienie się cudu wskrzeszenia - ten, nie następuje nigdy.

Dlaczego bierzemy tę winę na siebie? Cóż zrobiliśmy tak złego? Chcieliśmy tylko uniknąć bólu - to nie zdrada. Nie zabijając - nie okazaliśmy miłosierdzia - ale, to w końcu ok, jesteśmy ludźmi, dopóki ktoś nie nauczy nas tego, nie umiemy zabijać.

Pies przyszedł, położył mi pysk na kolanie - wzruszył, uczłowieczył. Potem przyszedł sen, płakałaś w nim przejmująco i cicho.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Dziennik Scotta

Dzień za dniem mija. Podtrzymujemy życie w sposób zupełnie bezwiedny. Tak naprawdę nie wiemy dlaczego. Głody tak łatwo pokonać. Jednak, co wtedy? Co możemy zrobić z naszą chwilową wiktorią? Z marnością zdobyczy naszych, ostatnich dni? Z wszystkich głodów, sen jest nam największym przyjacielem, chociaż najbardziej jest natarczywy i nigdy nie ustępując, co i rusz, przykuwa nas do miejsca. W miarę jak stygną nasze ciała, coraz mniej mamy nadziei na przyjście człowieka, nie mówiąc o powrocie Boga. Ugotowaliśmy herbatę, paląc Biblią. Wygląda więc na to, że Stwórcy zawdzięczamy ostatni, gorący posiłek. Postanowiliśmy nie iść już dalej. Nie widać słońca, ani księżyca. Dzisiejszego snu, nie miałem komu opowiedzieć.