poniedziałek, 22 lutego 2010

Świadkowie

Postanowiliśmy napisać najsmutniejszą historię na świecie. Zauważyliśmy, że aby to ambitne kryterium zostało spełnione, nasi bohaterowie muszą żyć do samego końca - czyli, jak to dzisiaj rozumiemy - naturalnej, późnej jak to tylko możliwe, agonii za parawanem.

W takiej historii nie może być nic lepszego - od - przejścia przez piekło zawiedzionych miłości, niespełnionych planów, bezużytecznych wspomnień własnych i cudzych, chybionych uników przed grozą przemijania - do - beznadziejnych prób usprawiedliwienia z własnych wyborów i z tego, co pozornie samo się przydarzyło, a co potocznie zbywamy uwalniającym od myślenia zwrotem: ces't la vie! Pobłogosławimy też, bo tak trzeba, bezcenną, powolną utratę wszystkiego - i to - że nie da się odwrócić plecami, by nie widzieć, jak każde urzeczywistnione marzenie staje się swoim przeciwieństwem, przekleństwem złudzeń lękliwie oczekujących: świtu, wejścia strażników, wykonania wyroku.

Kiedy nasi bohaterowie stają się jedną, wielką, kupą pomyłek - a - świadomość, że zdradził ich świat, w niczym im nie pomaga, niczego nie rozwiązuje, nie wskazuje dalszej drogi - bo - ta właśnie się skończyła... Wydaje się, że masa krytyczna smutku w tym właśnie miejscu, może zostać nieodwołalnie przekroczona - no i wtedy - orientujemy się, że nie wolno nam wyłączyć z tej akcji Ciebie najdroższy (!) czytelniku!

Ofiarujemy Ci... Nożyczki i zapałki? Uzbroimy... W lustro i żyletkę? W wannę?! Tabletki?! Gaz! Nocnik! W najczarniejszą dupę. Fakt!

Wkrótce, w
profetycznym uniesieniu zobaczyć będzie nam dane, jak skupiony, z precyzją zegarmistrza, kartka po kartce, nabijasz naszą opowieść na szaletowy gwóźdź... I dreszcz nas przeniknie => aż do spisu treści.

niedziela, 7 lutego 2010

Nie wróci :-(

Ten skarb z niebytu bez wątpienia pochodzi. Jak to możliwe, że jest rozpoznany, skoro dopiero się ujawnia? Skąd nam jest znana ta moc - nigdy dotąd nie przejawiona w swej gigantycznej chwale? Kmiot z profesorem jednakowo rozdziawiają gęby. Pies ujada, usiłując dodać swoje trzy grosze do przepychu tej niebywałej manifestacji. Zaprzeczenie prawom natury rodzi zrozumienie nawet wśród zwierząt.

Powstaje więc człowiek pod wrażeniem przeczuwanego piękna. Powstaje na nogi jakieś, te, które akurat natura ma pod ręką. Staje i czeka. Może znów się pojawi, co minęło? Jednak powróci i go obdarzy, uleczy człowieka - duszę, tęskniącego do samego końca za stemplem tej niebywałej pieczęci, za swoim miejscem w tym, co niesie dopełnienie, za resztą z tego, co zniknęło w kosmosu mrokach i błyskach, pozostawiając go samego - sobie, jak niewyraźny ślad na piasku, jak dziwaczny znak odciśnięty w glinie.